27 kwietnia 2013

Trychologia - SOS dla włosów i skóry głowy

Wczoraj moim oczom po raz pierwszy ukazała się tajemnicza i obcobrzmiąca nazwa: trychologia. Natknęłam się na nią w wiadomości od znajomej, która z nieskrywaną dumą i radością obwieszczała, że stała się szczęśliwą posiadaczką własnego biznesu świadczącego usługi w zakresie trychologi. Choć nazwa dla mnie dość osobliwa, od razu skojarzyła mi się z dziedziną medycyny a ponieważ z natury jestem osobą bardzo ciekawą i dociekliwą, nie byłabym sobą gdybym z miejsca nie sprawdziła, czym trudni się owa trychologia. Jak się okazało, przypuszczenie było bliskie prawdy. Moje zaskoczenie i zaciekawienie było tym większe, że wspomniana znajoma nie posiada żadnego doświadczenia, czy też wyksztalcenia, w tej lub pokrewnej dziedzinie, ale zacznijmy od początku.

Co kryje się pod tym tajemniczym określeniem?

Na podstawie powierzchownych i nieprecyzyjnych informacji udało mi się ustalić, ze trychologia jest nauką z pogranicza medycyny i kosmetologii. Skupia się na badaniu i leczeniu skóry głowy oraz włosów. Badania trychologiczne mają na celu zdiagnozowanie i ewentualne usuniecie przyczyn utraty włosów, łysienia oraz innych dolegliwości skóry głowy tj. łojotoku, łuszczycy, łupieżu, suchości skóry. Analiza polega na przeprowadzeniu wywiadu z pacjentem oraz określeniu jego stanu skóry głowy i cebulek włosowych z wykorzystaniem mikrokamery. Na tej podstawie trycholog dobiera terapię odpowiednią do potrzeb schorzenia lub przeprowadza kurację prewencyjną.



„Leczenie” bazuje przede wszystkim na stosowaniu profesjonalnych, naturalnych preparatów trychologocznych (cokolwiek to znaczy), oczyszczeniu skóry głowy, masażu lub mezoterapii. Niestety nie znalazłam żadnych konkretów wyjaśniających, na czym w istocie polega samo leczenie, jak przebiega i z wykorzystaniem, jakich środków. Informacje w tym zakresie są bardzo ogólne i zdawkowe. Gabinety trychologiczne skupiają się raczej na podawaniu komunikatów dot. samych schorzeń, ich przyczyn i tego, co negatywnie wpływa na kondycję naszych włosów.



Którz z nas nie marzy o pięknych, zdrowych, mocnych i lśniących włosach? Codzienna pielęgnacja, maski, olejki, płukanki, zabiegi odbudowujące, nawilżające, odżywiające, suplementy diety - wszystko to, aby poprawić wygląd naszej czupryny. Czasem jednak mimo wysiłku, czasu i pieniędzy, jakie inwestujemy w te zabiegi, efekty są znikome. Dlatego też zastanawiam się, czy ostatni wysyp nowych gabinetów trychologicznych rzeczywiście wynika z zapotrzebowania na tego typu usługi i czy faktycznie stanowią one alternatywę dla tradycyjnych form leczenia takich schorzeń? Czy jest to może tylko kolejna próba naciągnięcia zdesperowanych osób, które nie mogą w inny sposób poradzić sobie z „włosowymi” problemami? Jedno jest pewne: moje zaufanie do trychologi i trychologow zostało poddane w wątpliwość. Sama borykam się od kilku lat z nadmiernym wypadaniem i kiepskim stanem włosów. Zapewne skusiłabym się na wizytę w gabinecie trychologicznym i zasięgnęła rady specjalisty, gdyby nie fakt, że nie zawsze trycholog określający się mianem specjalisty, rzeczywiście nim jest. Okazuje się, że każdy - bez wyjątku - może otworzyć gabinet trychologiczny i stać się specjalistą w tej dziedzinie. W tym celu wystarczy jedynie odbyć krótki kurs i voilà! Teraz przed naszym imieniem i nazwiskiem możemy śmiało dopisać: specjalista. A wszystko to za jedynie 1000-1200 zł i jakieś 8-12 spotkań, również w formie wirtualnej np. per Skype.

Choć wyjątek nie od razu świadczy o regule, niemniej jednak zdrowie mojej skóry głowy i włosów pozostawię raczej tradycyjnie w rękach wykwalifikowanego personelu, czyli dermatologa i fryzjera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz