05 maja 2013

Weekendowe pogadanki + nabytki

Choć weekend jeszcze nie dobiegł końca, to przypisane mu zakupowe wojaże z cała pewnością tak. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Mamy niedzielę a w Niemczech niedziela jest dniem zamkniętym, co oznacza, że wszystkie sklepy i centra handlowe są nieczynne. Właściwie nie przeszkadza mi to, tzn. już mi nie przeszkadza. W początkowych fazach mojego pobytu na terenie Niemiec było to dość niewygodne. Przyzwyczajenie brało górę. Permanentnie o tym zapominałam i w konsekwencji zostawałam bez podstawowych zakupów. Ponadto niedziela stała się okropnie nudnym i bezproduktywnym dniem, którego z czasem zaczynałam coraz bardziej nie lubić. Nawyk niedzielnych zakupów, który nabyłam w Polsce, stał się już swego rodzaju zwyczajem, żeby nie powiedzieć tradycją. Niby nic w tym dziwnego, bo to przecież jeden z nielicznych dni, kiedy mamy czas na tego typu przyjemności, wiec tym trudniej było mi przywyknąć do nowych warunków. Ale jak to mówią: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nauczyłam się celebrować ten dzień i wykorzystywać go w bardziej przyzwoity i pożyteczny sposób. Moje bolączki ustąpiły a niedzielę zaczęłam postrzegać, jako dzień poświęcony wyższym celom, dzięki czemu moje życie zyskało tylko na wartości. 

Korzystając jednak z wolnej soboty postanowiłam w końcu zmaterializować zawartość karty upominkowej w Douglasie, którą dostałam (o zgrozo) ponad dwa miesiące temu, jako upominek urodzinowy. Podreptałam wiec do największej filii, jaką znam w centrum miasta i kręciłam się po niej bez celu ponad dobrą godzinę. Ponieważ moje zakupowe zamiary były bliżej niesprecyzowane, nie potrafiłam podjąć decyzji, co trafi do mojego koszyka. Ostatecznie zdecydowałam się nie szaleć i ograniczyć do podstawowych a co najważniejsze przydatnych i najczęściej stosowanych produktów, co by później nie zalegały w zakamarkach łazienkowej szafki, która i tak pęka już w szwach od nadmiaru upiększaczy. 


1. Delikatna pianka myjąca do twarzy, Douglas
2. Krem do twarzy anti-age z kwasem hialuronowym, Carelove by Douglas
3. Krem do rąk i paznokci z masłem shea, Moisturising by Accentra

Przyznam, że łatwo nie było. Zewsząd kusiły i podsycały moją maniakalną żądzę wszelakie mazidła, pachnidła i fantazyjne opakowania. Byłam jednak twarda i zwyciężyłam ten bój, z czego jestem bardzo dumna.
Czy Wy jesteście równie łasi na drogeryjne produkty? Jak sobie z tym radzicie?

6 komentarzy:

  1. Oj ja jestem łasa i to jeszcze jak:)) Uwielbiam wszystko co piękne i pachnące;)) Najczęściej jest tak, że z drogerii to mnie mój mąż prawie, że siłą wyprowadza, hahaha;))) Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, znamy to... i to całkiem dobrze a nawet za dobrze ;)

      Usuń
  2. Fajny post .
    Świetny blog , obserwuje ,liczę na rewanż:p

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne zakupy - uwielbiam perfumerie Douglas! :)
    ja jestem łasa nie tylko na drogeryjne produkty, ale przede wszystkim na ciuchy i buty .. mogłabym codziennie chodzić po galeriach i kupować nowe rzeczy ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast uwielbiam posiadać nowości w swojejać szafie, ale nie znoszę plątać się godzinami po galeriach, przeglądać, mierzyć etc. :/ Taki dziwny ze mnie typ :P

      Usuń
  4. ja w ostatnie wakacje byłam na wycieczce po Europie i tak się złożyło, że niedzielę spędzaliśmy w Wiedniu. niestety, pamiątki żadnej nie przywiozłam, bo znalazłam tylko jeden sklep w którym magnesik kosztował 5 euro :)

    ps. ten krem do rąk chyba przypadł by mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń